16 sie 2016

"The Walking Dead. Żywe Trupy. Zejście" - Jay Bonansinga

Tytuł: "The Walking Dead. Żywe Trupy. Zejście".
Autor: Jay Bonansinga
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: Sine Qua Non

Tym razem już bez pomocy Roberta Kirkmana, ale oczywiście na podstawie jego twórczości „Żywe Trupy” zawładnęły kulturą na wysoką skalę. Nie ma co ukrywać, chyba mało kto nie słyszał o przygodach Ricka, czy komiksach Kirkmana. Na podstawie tej serii wyszło już prawie 160 zeszytów komiksowych (u Nas około 30, a to dlatego, że pięć zeszytów amerykańskich to Nasz jeden). Do tego 6 sezonów serialu TV (na jesień będziemy mieć już siódmy, a to na pewno nie będzie ostatni). Który okazał się absolutnym hitem. Obok jest jeszcze kilka gier + seria książkowa.

„Zejście” jest już piątą z kolei częścią po „Narodzinach Gubernatora”, „Drodze do Woodbury”, oraz „Upadku Gubernatora 1-2”. Oznacza to, że osoba, która sięga po piątą część bez znajomości poprzednich będzie lekko zdezorientowana. Nie będzie znać losów bohaterów ani ich nazwisk. Podkreślam, że znajomość serialu nie przyda się, ponieważ seria tych książek nie opisuje losów Ricka, Carla ani reszty grupy. Jest to poboczna seria, która sprytnie splata wydarzenia serialowe. 

Po raz kolejny przyjdzie przeczytać Nam o przygodach Lilly Caul, Boba i reszty paczki. Fabuła skupia się na odpieraniu zombiaków z odbitego miasteczka Woodbury, w którym jeszcze niedawno siał terror Gubernator. Teraz po jego śmierci rozbłysnęła iskierka nadziei na rozpoczęcie nowego życia za murami „bezpiecznego” azylu. Na przywódcę wszyscy chcą wybrać chorą na klaustrofobię Lilly Caul, która wcale nie pali się na objęcie tak odpowiedzialnego stanowiska. W życiu widziała wiele śmierci, nie chce, by obwiniano ją o kolejne straty. 
Wracając do fabuły, na miasteczko rusza horda „sztywniaków”, którą Nasi bohaterowie będą starali się odeprzeć. Sytuacja wygląda trochę beznadziejnie, gdyż brakuje rąk do walki, a amunicji jest jak na lekarstwo. Problem ten występował też na początku 6 sezonu. Ktoś kto oglądał serial będzie trochę bardziej zorientowany. Jednak Ci, którzy go nie widzieli też szybko wczują się w sytuację.  Jak się dalej okaże pokonanie hordy szwendaczy to dopiero początek problemów jaki będzie czekał mieszkańców Woodbury. 

Jak to bywa w serii TWD głównym problem jednego człowieka jest drugi człowiek, a umarlaki to tylko przykry dodatek. Co do samej powieści nie ma większych powodów do narzekań. Bohaterowie nie są „płascy”. Każdy ma swoją historię, traumę. Mamy dużo akcji, trup ściele się gęsto, choć czasem jest baaardzo nudno. Mamy tych dobrych i tych złych. Jest mnóstwo religijnych nawiązań. Potem to trochę odbija się czkawką. Klimat post apokalipsy jest jak najbardziej wyczuwalny. Mimo, że książkę czytało mi się średnio (lepiej bawię się na serialu i komiksach), to jednak powieść o truposzach to miła odskocznia.

Moja ocena: 3/5
Plusy:
- klimat uniwersum TWD,
- czasem można aż „wyczuć” zombiaka,
- dzieje się dużo….

Minusy:
- ….choć czasem jest też strasznie nuuudno,
- za dużo religijnych nawiązań.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu SQN
Opinia opublikowana również na portalu lubimyczytać.pl KLIK, matras.pl KLIK, empik.com KLIK, bonito.pl KLIK.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam serial TWD :) Mam na razie część 1 narodziny gubernatora. Jak dobrze pójdzie to i po to część sięgnę
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wizytę na moim blogu. Zostaw komentarz, a chętnie Cię odwiedzę :-)